Baraniogórski Ośrodek Kultury Turystyki Górskiej |
  |
Historia : Lokalizacja : Aktualności : Galeria : Przewodnicy: Linki : Kontakt
Relacja z przejścia krakowskich studentów między innymi przez Przysłop i nasze Muzeum. Jak wynika ze zdjęć, "baraniogórskiej żmiji" nic się nie stało mimo prób zrobienia ze słoika szejkera. Zapraszam do relacji z trasy kol. Grzesia Gorola a dzięki uprzejmości kol. Aleksandra Strzelczyka do fotorelacji. Dawną granicą śląsko - małopolską.
Niebieski szlak ze Zwardonia przez Gańczorkę i Baranią kusił mnie już od dawna i to nie wyłącznie, dlatego, że był jednym z tych, których w Beskidzie Śląskim nie udało mi się jeszcze przejść. Przyczyna zainteresowania była nieco innej natury, mianowicie nie dość, że szlak ten prowadzi historyczną granicą śląsko-małopolską to jeszcze na znacznym odcinku biegnie wododziałem Soły, Olzy i Wisły, nie wspominając o granicy etnograficznej. Dla mnie - osoby mającej jakąś część korzeni na Śląsku Cieszyńskim, a mieszkańca Krakowa z wyboru - właśnie ten aspekt graniczny stał się największym magnesem. Z namówieniem Jakuba na współ prowadzącego ze mną wyjazd nie było problemu, toteż któregoś czerwcowego przedpołudnia dotarliśmy do Zwardonia pociągiem, a z nami licząca kilkanaście osób grupa uczestników. Humory dopisują, zapasy energii wydają się być znaczne, więc po krótkiej pogawędce na temat tzw. linii transwersalnej opuszczamy Zwardoń i zmierzamy w kierunku Sołowego Wierchu. W tym rejonie napotykamy pozostałości po polskiej linii obrony z września 1939 roku [zdjęcie nr 2] - uczestnicy zaciekawieni zadają pytania, a Jakub z zacięciem historyka wyjaśnia ich genezę. Przytrafia się też drobny akcent humorystyczny, bo poruszając się drogą, co chwilę musimy ustępować pierwszeństwa pojazdowi, który przypomina Fiata 126p [zdjęcie nr 1]. To tutejsza młodzież wypełnia sobie czas - co tu kryć - niezbyt rozwijającą rozrywką. Następnie krótki postój na przełęczy Rupienka i podejmujemy
atak na Ochodzitą. Uczestnicy trochę kondycyjnie słabną, ale przednie widoki ze szczytu rekompensują wysiłek. Zachęty nasze do nabycia produktów rękodzielniczych koniakowskich koronkarek nie skutkują, więc po krótkim postoju regeneracyjnym wychodzimy na Koczy Zamek, wyjaśniamy etymologię tejże skądinąd dość popularnej w Beskidach nazwy, objaśniamy panoramę, a że w dole widać Kamesznicę, to i o Proćpaku i zbójnictwie w naszych górach kilka słów padło. Przejście przez Tyniok i Gańczorkę to dobra okazja by
wyjaśnić kilka kwestii geologicznych i wspomnieć o genezie wiatrołomów.
Wreszcie docieramy do miejsca naszego noclegu, Chatki AKT na Pietraszonce, gdzie się wstępnie rozpakowujemy i... ruszamy dalej - tym razem by obejrzeć drewniany kościół na Stecówce. Po jakimś czasie wracamy, uczestnicy już wyraźnie osłabieni, ale po kolacji ożywiają się i zasiadają przy ognisku. Impreza trwała do późnych godzin nocnych, co potwierdziło poranne opóźnienie w wyjściu na szlak. Przez Karolówkę zmierzamy w rejon Przysłopu i znajdującego się tam schroniska PTTK. Kilka zdań na temat jego historii i przechodzimy do Ośrodka KTG. Stare mapy, zdjęcia, odznaki turystyczne, dawny sprzęt narciarski, żmije baraniogórskie w formalinie - wszystko to sprawia, że chciałoby się tu wrócić raz jeszcze. Niestety z powodu porannego spóźnienia czasu drugiego dnia nie mamy zbyt wiele - pociąg w Węgierskiej Górce czekać specjalnie na nas raczej nie będzie, więc ruszamy w dalszą drogę. Na szczyt Baraniej Góry docieramy przy kiepskiej widoczności, ale nie przeszkadza to Jakubowi w objaśnieniu panoramy z wieży widokowej, a mnie w zacytowaniu uczestnikom sporego fragmentu dotyczącego źródeł Wisły i samej Baraniej Góry z przewodnika po Beskidach Zachodnich autorstwa Kazimierza Sosnowskiego z wydania z 1926 roku. Pogoda psuje się definitywnie, więc już bez ociągania się zmierzamy do Węgierskiej Górki przez Glinne. Ostatni ciekawszy element wycieczki to opis fortu Waligóra w Węgierskiej Górce i po kilkudziesięciu minutach znajdujemy się już w pociągu do Żywca. Część uczestników wraca na Śląsk, a pozostali do Krakowa. |
Napisz do nas |